Fundacja Mistrzom Sportu
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza
Creative Green

GŁÓWNI PARTNERZY

Quanta cars
Fight Time
Gorący potok
Masters
VOYTEX
OCTAGON - polska marka sportowa

PARTNERZY

„Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu” - Michał Królik, multimedalista Mistrzostw Świata i Europy

04.10.2022
„Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu” - Michał Królik, multimedalista Mistrzostw Świata i Europy
„Mistrzowie Polskiego Związku Kickboxingu” - Michał Królik, multimedalista Mistrzostw Świata i Europy
Redakcja: Od 14 roku życia trenujesz pod okiem cenionego szkoleniowca Witolda Kostki. To taka współpraca na dobre i na złe?

Michał Królik: Uważam trenera Witka Kostkę za wspaniałego trenera i ojca moich sukcesów kickboxerskich, wspólnie zapracowaliśmy na każdy medal i wygraną walkę. Najpierw trenowaliśmy w klubie trenera w dzielnicy Giszowiec w Katowicach, a od kilku lat w Paco Mysłowice. Początkowo nasz szkoleniowiec pracował jeszcze w kopalni, więc zajęcia były popołudniami, a potem ćwiczyliśmy i rano, i wieczorami. Sporty walki, a szczególnie kickboxing to całe moje życie. Jestem zawodnikiem i pracuję jako trener personalny w klubach Spartan Chorzów i Forma Mikołów. Od początku trener Witek dostrzegł we mnie talent, widział, że mi coraz lepiej idzie trenowanie kickboxingu. To był czas kiedy na Eurosporcie oglądałem turnieje K-1 i byłem nimi zafascynowany. Podpatrzyłem technikę Matrixa, coraz lepiej mi wychodziła i przylgnął do mnie przydomek Matrix.

Redakcja: Jak trafiłeś w Katowicach na Witolda Kostkę, wieloletniego trenera reprezentacji Polski?

Michał Królik: Okazało się, że moja koleżanka z klasy zaczęła uczęszczać na kickboxing, a od słowa do słowa wyszło, że trenuje u Witka Kostki w Paco Team. Skrzyknęliśmy się z kolegami i też postanowiliśmy dołączyć. Niestety nie odpadali po jakimś czasie, ja zostałem i bardzo się z tego cieszę. Zresztą nawet przez myśl mi nie przeszło, abym zrezygnował albo zmienił trenera i klub. Nasza droga została zawieszona tylko w momencie mojego wyjazdu do Holandii.

Redakcja: Opowiedz o wyjeździe do kraju słynącego również z bardzo dobrej pracy szkoleniowej w kickboxingu.

Michał Królik: Chciałem się rozwijać, szukałem wyzwań sportowych, stąd przeprowadzka do Holandii. Liczyłem, że zakotwiczę tam na dłużej, a miejscowi ludzi pomogą mi znacząco w karierze kickboxerskiej. Wraz z Dawidem Kasperskim trafiliśmy najpierw do Helmond do Nieky Holzkena. W pierwszych dniach mieliśmy się pokazać i to poszło po naszej myśli, bo zaprezentowaliśmy się z dobrej strony. Usłyszeliśmy od Holendrów, że wszystko jest w porządku, że są zainteresowani współpracą i będą organizować nam walki. Liczyłem na to, że Holkzen będzie miał możliwość promowania nas na galach dużych organizacji. Tymczasem pojedynków nie było, więc postanowiłem wracać. Jedną miałem ofertę, na walkę w kategorii 57 kg, w której od dawna nie występowałem. To było poważne? Zaliczali mnie do zawodników klasy A, a zaproponowali niewielkie pieniądze i jeszcze zbyt niską kategorię. Więc pewnie chodziło o to, aby mieć u siebie nas, dobrych kickboxerów, przy których rozwijali się miejscowi. Każdy chciałby mieć sparingpartnerów na takim poziomie. Trzeba było powiedzieć dość mydlenia oczu. Nie o to chodziło w holenderskiej „przygodzie”.

Redakcja: Do Holandii pojechałeś jako ukształtowany kickboxer, a jak wyglądały wcześniejsze, pierwsze pojedynki w Polsce?

Michał Królik: To był pewnie 2005 rok, miałem 15 lat i pojechaliśmy na turniej Ligi do Warszawy. Byłem szczypiorkiem ważącym 43 kg, a okazało się, że mogę walczyć z chłopakiem z 51 kg. Cóż było robić, nie po to jechałem z Katowic do stolicy by się popatrzeć na walczących. Trener Kostka spojrzał na mnie i zapytał, bijemy się? Odpowiedź była twierdząca. Pierwsza runda była spoko, ale w drugiej rywal wsadził mi kolano na oko, które zaczęło szybko puchnąć. Trener myślałem, że po tej porażce się podłamię, ale to nie w moim style. Na drugi, a może trzeci dzień pojawiłem się na sali treningowej. W domu ojczym nigdy nie był przeciwny mojej sportowej pasji. Zresztą byłem dzieciakiem, który broił na prawo i lewo, dlatego lepiej było, abym wyżywał na treningach kickboxingu. Gdyby nie sport, mógłbym mieć kłopoty w życiu.

Redakcja: Mając 18 lat zostałeś w Neapolu Mistrzem Świata juniorów w wadze 51 kg w K-1.

Michał Królik: O złoty medal walczyłem z zawodnikiem z Uzbekistanu. Zapis tej walki, wygranej na punkty, można znaleźć w internecie. Z pewnością jadąc na swoje pierwsze mistrzostwa czułem presję, bo tylko głupiec nie odczuwałby stresu. Tak naprawdę byłem jeszcze dzieckiem, a tu taki pojedynek. W tamtej reprezentacji byli także Sebastian i Robert Rajewscy i z nimi się kolegowałem. Znałem również Dawida Kasperskiego, który był w kadrze full contact tak jak Iwona Nieroda.

Redakcja: Zaledwie rok temu zdobyłeś pierwszy krążek w seniorach – srebro MŚ w 54 kg w K-1 w Villach.

Michał Królik: W finale trafiłem na Białorusina Muratova, z którym łącznie biłem się 4 razy. Wygrywałem i przegrywałem z nim na Pucharze Świata. W austriackim Villach w reprezentacji prowadzonej przez trenera Tomasza Skrzypka, świętej pamięci szkoleniowca, byłem m.in. ze starymi wyjadaczami Michałem Tomczykowskim, Piotrem Kobylańskim, Marcinem Parchetą.

Redakcja: W kolejnych latach nie brakowało sukcesów międzynarodowych, począwszy od brązowego i srebrnego medalu ME K-1 w Baku w 2010 roku i w Ankarze w 2012 roku.

Michał Królik: Zdarzały się turnieje, w których trzeba było pokonać po kilka rywali, by znaleźć się na podium. W finale w Turcji walczyłem z kontuzją do tego stopnia, że nie mogłem nogi dźwignąć w górę. Ból był bardzo duży. Poza tym sędziowanie pod tzw. maszynki sprawiało, że trzeba było zdobyć jak najwięcej punktów i pilnować wyniku.

Redakcja: W 2017 roku Mistrzostwa Świata wróciły do Budapesztu, a co więcej, wszystkie formuły znów znalazły się w jednym miejscu. W finale do 60 kg spotkałeś się z Rosjaninem Timurem Nadrovem.

Michał Królik: Z tym rywalem miałem w karierze dwa finały wielkich imprez i jeden ćwierćfinał. Federacja WAKO do tej pory naszą walką promuje kickboxing i jednocześnie pokazuje na jak wysokim poziomie są zawodnicy. Wyświetleń było ok. 200 tysięcy. Miło, że w ten sposób zostaliśmy docenieni. Zresztą nasze pojedynki zawsze były mocne. Obydwa finały z Timurem były równe, tylko kiedyś w ćwierćfinale trafił mnie na splot słoneczny i zwyczajnie „zgasił”.

Redakcja: W kolejnym sezonie srebro ME K-1 w Bratysławie po finale z Rosjaninem Artemem Zhigaylovem.

Michał Królik: Pamiętam drogę do finału, wygrane z Serbem Mamedovskim, Azerem Azimovem i Portugalczykiem Costą. Zhigaylov był jednym z moich najcięższych przeciwników w karierze, zresztą miałem kilku świetnych Rosjan, a także Białorusinów, Turków, czy też zawodników z Hiszpanii i Ukrainy. Zawsze zostawiałem w ringu mnóstwo zdrowia.

Redakcja: Ponad 10 lat byłeś w europejskiej i światowej czołówce w amatorskim kickboxingu. Jaki jest „przepis” na długowieczność sportową?

Michał Królik: Każdy mi mówił, że mam dryg, ale sam talent to za mało. W dzisiejszych czasach liczy się systematyczna praca. Z trenerami Kostką, Mamulskim, Skrzypkiem rozwijałem swoje umiejętności i budowałem markę „Matrix” Królika. W samych superlatywach mogę o nich mówić.

Redakcja: Młodzież z uznaniem spogląda na Michała Królika?

Michał Królik: Otrzymuję dużo wiadomości, że ludzie chętnie mnie oglądają, kibicują i chętnie się wzorują. Wkład mnóstwo serca i zdrowia, by moje walki wyglądały tak jak wyglądały, czyli efektownie i na wysokim poziomie technicznym.

Redakcja: Jak określiłbyś siebie w ringu?

Michał Królik: Oprócz techniki, którą się wyróżniam, na pewno mogę powiedzieć o sobie, że jestem zawodnikiem z charakterem, poukładanym, pewnym siebie. Wiem, że fani oczekują dobrych pojedynków, a ja jestem ich gwarantem.

Redakcja: Jesteś zawodnikiem twardych formuł, ale na macie też nie brakowało nigdy znakomitych kickboxerów, począwszy od pierwszego polskiego Mistrza Świata Piotra Siegoczyńskiego.

Michał Królik: Kiedy kilkanaście lat temu dostałem się do kadry narodowej, sporo dowiedziałem się o sukcesach kickboxerów wcześniej walczących jak Piotr Siegoczyński. Doceniam jego osiągnięcia i innych specjalistów w pointfghtingu, light contact, kick light. Chociaż oczywiście ja stawiam na K-1, low kick.

Redakcja: W 2021 roku wygrałeś w Nowej Soli Mistrzostwa Polski w kickboxingu K-1 Pro-Am, pokonując w finale -63,5kg Robert Sobonia.

Michał Królik: Uważam, że bardzo dobrym pomysłem jest organizacja takich imprez. To dobra impreza i dla doświadczonych kickboxerów, i takich, którzy już walczą od pewnego czasu, ale jeszcze za wcześnie na pojedynki zawodowe.

Redakcja: Twoi najbardziej wymagający polscy rywale?

Michał Królik: Tytułów Mistrza Polski wywalczyłem aż 22 – w K-1 i low kicku. Nigdy nie startowałem w full contact, ani w full contact. Z krajowych rywali trudne walki toczyłem m.in. z Krzysztofem Olszewskim, Jankiem Lodzikiem i Leszkiem Kulikiem. Cieszę się, że cały czas jestem aktywnym zawodnikiem i do tego podnoszącym poprzeczkę. Teraz czeka mnie walka w K-1 w małych rękawicach.
WSPÓŁPRACA:
WAKO
WAKO EUROPE
Ministerstwo Sportu
Antydoping
Prawo Sportowe
Fundacja Mistrzom Sportu
SportAccord
IWGA
Fisu
Polski Komitet Olimpijski
18.Dywizja Zmechanizowana im. gen. broni Tadeusza Buka
Centralny Ośrodek Sportu
Copyright 2014 - 2024 Polski Związek Kickboxingu
Created by: KREATORMARKI.PL